Postęp w modlitwie głębi.
część pierwsza

Symbol dźwiękowy albo wizualny

Powróćmy raz jeszcze do użycia świętego słowa. Jak zauważyliście, kiedy próbujecie się uspokoić i wprowadzić święte słowo, jedną lub dwie sylaby, w wyobraźni, na powierzchni rzeki świadomości, możliwe że zauważyliście jakieś rozbłyskujące albo jasne światła albo zalew wyobrażeń wzrokowych. Czasami jest to dobrą wskazówką, że łatwiej wam będzie w tej praktyce kontemplacyjnej korzystać z bardziej ogólnego, a nie szczegółowego obrazu takiego jak ogólne miłujące spojrzenie w kierunku kogoś, kogo kochacie albo w kierunku jakiegoś odległego, pięknego widoku albo oceanu czy jakiegoś podobnego obrazu tego typu. I jest zupełnie w porządku wracać do tego, kiedy zauważycie, że utknęliście przy jakimś żywym wrażeniu, emocji, myśli czy spostrzeżeniu zmysłowym. To wszystko co mówię można zastosować do którejkolwiek metody – albo do symbolu dźwiękowego, albo wizualnego. Sądzę też, że jako punktu wyjścia można użyć zmysłu dotyku, np. łagodnego podążania za oddechem, kiedy zauważymy, że angażują nas inne myśli. Spróbujcie i zobaczcie, jak się to sprawdzi. + I wtedy dokonamy zmiany albo uwzględnimy w naszej perspektywie koncepcję świętego symbolu, który jest święty nie z powodu wpisanego w niego znaczenia, ale z powodu znaczenia, jakie my mu nadajemy jako symbolowi naszej intencji wyrażenia zgody albo bycia z Bogiem w czystej wierze podczas ustalonego czasu modlitwy, czyli zwykle 20 – 30 minut, ale jeśli chcesz, może to być też dłużej. 

Na lotnisku, w pociągu

Wyobraźmy sobie, że zaczęliśmy sesję Modlitwy Głębi tak jak ją tu opisałem i przyjęliśmy stosunkowo wygodną postawę ciała, której nie będziemy musieli zmieniać podczas całego okresu przeznaczonego na modlitwę. Jeżeli wygodnie siedzi ci się na podłodze, to świetnie. Jednak zaletą tego rodzaju praktyki jest to, że jeśli nauczysz się praktykować na krześle, będziesz mógł robić to prawie wszędzie – w samolocie, na lotnisku, w pociągu, podczas jazdy – oczywiście, pod warunkiem, że nie ty prowadzisz samochód. Później zamykasz również oczy. W niektórych tradycjach mają wzrok utkwiony w jakimś punkcie na podłodze i kierują spojrzenie do środka, a nie na ten zewnętrzny punkt. Jeżeli więc jesteś przyzwyczajony do takiej formy praktyki i nie zwracasz uwagi na to, co dzieje się naokoło, to też jest jakaś możliwość. Jednak dla większości z nas, gdy zamykamy oczy, znika połowa świata ponieważ zwykle myślimy głównie o tym, co widzimy. [Zamknięcie oczu] to także symbol oderwania się od naszej czasoprzestrzeni – miejsca, w którym jesteśmy, a także od wewnętrznych myśli i trosk, którymi się zajmowaliśmy zanim usiedliśmy [do modlitwy]. 

To nie jest mantra, którą się nieustannie powtarza

Tak więc po odmówieniu krótkiej modlitwy albo utwierdzeniu w wierze naszej relacji z obecnym w nas Bogiem, a jak widzieliśmy tym właśnie jest modlitwa, z całą delikatnością wprowadzamy w wyobraźni święty symbol, który wybraliśmy. Jest on jak ta maleńka łódka. Ma na celu spowolnić przepływ innych myśli. Naturalnie na początku będziemy nieustannie go wymawiać czy powtarzać albo pozwalać, żeby się sam powtarzał. Zalecamy rozważne używanie świętego symbolu, tzn. nie musicie używać go przez cały czas. To nie jest mantra, którą się nieustannie powtarza, żeby przykuć do niej swoją wyobraźnię i pozbyć się innych myśli. Zbliżałoby się to do metody opartej na koncentracji. W Modlitwie Głębi używamy go tylko wtedy, gdy jest potrzebny. A to oznacza, że używamy go dużo na początku, ale gdy tylko zauważymy wewnętrzne przyciąganie w stronę pokoju, spokoju i ciszy, pozwalamy sobie poddać się temu przyciąganiu. I wówczas, gdy pojawią się myśli, w sensie wrażeń, emocji, spostrzeżeń z zewnątrz, odgłosów, które słyszymy z daleka – dzwoniących telefonów, itd., zgadzamy się, że w pewnym stopniu tak się będzie działo i nie opieramy się żadnej myśli czy wyobrażeniu, które przychodzi. Jest to dość ważne, bo zwykle na samym początku ludzie starają się używać świętego słowa jak pałki, kija baseballowego, żeby przepędzić z pola widzenia wszelkie myśli albo jako buldożera do wyparcia wszelkich innych myśli. A trzeba całkowicie przezwyciężyć przekonanie, że przechodząca myśl to rozproszenie. W tej modlitwie, z radością to usłyszycie, nie ma rozproszeń, chyba że z rozmysłem wstaniesz i sobie pójdziesz albo z rozmysłem zaczniesz myśleć o czymś innym – o obiedzie czy czymś innym. 

Jesteśmy na tym niższym poziomie

Jeżeli praktykujemy medytację dyskursywną albo rozważamy Ewangelię, które są wcześniejszymi etapami Lectio Divina, przygotowaniem do czwartego, ostatniego i satysfakcjonującego etapu Lectio Divina, to wtedy byłyby rozproszeniem. Nie jesteśmy jednak na poziomie wyobraźni czy rozumowania. Jesteśmy na tym niższym poziomie, do którego zeszliśmy, gdy przedostaliśmy się przez ukryte wyjście i pozwoliliśmy, żeby wszyscy klienci, którzy głośno domagali się naszej uwagi poczuli się zagubieni tam na górze i korzystali z tego pomieszczenia ile tylko chcieli. Nas tam nie ma! Zeszliśmy na głębszy poziom. + Korzystając z tego obrazu skierowaliśmy uwagę na naszą duchową naturę i jej wartości oraz w kierunku Boga, który stanowi jej źródło i centrum. Kiedy więc mówimy o Modlitwie Głębi, nie chodzi nam tylko o skoncentrowanie naszej uwagi. Bardziej interesuje nas przejście na głębię naszego istnienia, która jest Bogiem, Bogiem czystej wiary i zostawiamy za sobą tę peryferyjną albo powierzchowną uwagę czy świadomość, która jest świadomością codziennego życia. 

Muzyka w tle

Przypuśćmy teraz, że bardzo delikatnie wprowadzamy nasze święte słowo i razem z nim pojawiają się inne myśli, to o czym myśleliśmy zanim usiedliśmy do modlitwy albo co zamierzaliśmy zrobić po jej zakończeniu. Naszą intencją jest być całkowicie obecnymi dla Boga podczas tego czasu modlitwy. Przy takiej intencji i ukierunkowaniu potrzebujemy tylko od czasu do czasu ją odnowić, gdy ulega osłabieniu. Przypuśćmy na przykład, że byłeś w supermarkecie robiąc zakupy na cały tydzień. W tle cały czas gra muzyka. Nie przyszedłeś jednak do supermarketu po muzykę w tle. Lepiej już zostać w domu. Jednak od czasu do czasu zauważasz znane fragmenty: „O, grają 6. Symfonię Czajkowskiego”, ale zupełnie cię to nie interesuje, bo chcesz kupić pomidory, ziemniaki, itp. Tak więc bezwiednie ignorujesz to, bo interesuje cię coś innego. + To coś innego, co nas interesuje to głębia naszej istoty, głębia naszego uczestnictwa w rzece życia albo świadomości. I kiedy rozwijamy się dzięki praktyce, poczucie tego czegoś, co można nazwać „duchową uważnością”, coś się rodzi w trakcie tego procesu. Potrzeba trochę czasu, żeby to wykształcić i tego doświadczyć. Nie doświadcza się tego jednak próbując albo swoimi wysiłkami. Raczej przez odpuszczenie sobie wszelkich wysiłków, z wyjątkiem delikatnego utrzymywania tego prostego, miłującego spojrzenia albo uważnego słuchania na tym najgłębszym poziomie słowa Bożego tajemniczo kierującego się do głębi naszej istoty.

Ciekawe co jest na pokładzie

Być może innym pomocnym przykładem jest to, że od czasu do czasu pojawiają się nie tylko przypadkowe myśli, którymi nie jesteś zainteresowany, ale co jakiś czas w strumieniu świadomości pojawia jakaś okazała łódź i mówimy sobie: „Interesujące. Ciekawe, co jest na pokładzie”. I tak angażuje cię konkretna myśl albo wyobrażenie, a może uczucie. Wspomnienia kojarzą się z określonymi uczuciami. Być może wieczorem masz wygłosić przemówienie i pojawia się myśl: „Mam to przemówienie” i natychmiast doświadczasz niepokoju (Jak mi to pójdzie?), strachu. To właśnie wtedy trzeba łagodnie wrócić do świętego słowa, żeby potwierdzić swoją intencję zostawienia tej myśli, wszystkich myśli, jakie mogą pojawić się na powierzchni rzeki twojej świadomości. Albo po prostu potwierdzasz swoją intencję bycia obecnym w tej serdecznej rozmowie z Bogiem, którą wprowadziłeś na początku swoją uwagą. Można powiedzieć, że to tak jakby rozmawiać z bliskim przyjacielem na siódmym piętrze budynku w środku miasta przy otwartych latem oknach – słyszysz ruch uliczny (tak jak muzykę w tle w supermarkecie). To hałas, biały szum, tak to chyba nazywają? Tak, ale od czasu do czasu, powiedzmy w godzinach szczytu, hałas się wzmaga, podnosi się poziom decybeli, a może dochodzi do jakiegoś wypadku i słyszysz pisk hamulców, patrzysz w stronę okna i już masz do niego podskoczyć, żeby zobaczyć, co się stało. Wtedy przypominasz sobie: „No, przecież jestem w trakcie tej serdecznej rozmowy, tej bliskiej pogawędki z Bogiem. Co ja robię?” Proszę, nie przechodźcie przez ten cały rytuał. Wystarczy, że z powrotem skierujecie oczy na Ukochanego, żeby potwierdzić komunię, której doświadczacie. To tak jakby powiedzieć: „Przepraszam” albo „Jak mówiłem…”. Tym właśnie jest święte słowo. Nie myśli się o jego treści, jakkolwiek święta by ona była. Używa się go jako symbolu własnej intencji, żeby odnowić tę komunię, proces zjednoczenia, kiedy zostaje on przerwany przez jakąś nieoczekiwaną, ciekawą, atrakcyjną albo odpychającą myśl. Pamiętajcie, że negatywne uczucia to po prostu odwrotność tego, co przyciąga albo odwrócone przywiązanie i też są przywiązaniem, a celem tej modlitwy, cierpliwego, nieustannego powracania do świętego słowa jest stopniowe stworzenie kropla po kropli tej „chmury niewiedzy”, w której masz zwyczaj porzucać wszelkie spostrzeżenia, wrażenia, jakkolwiek święte mogą być.

To naprawdę przeszkoda

Czasami w tej przestrzeni pojawia się jakieś zjawisko psychiczne. Nie trzeba go szukać. Ale to naprawdę przeszkoda. I nie jest to czas na takie sprawy. I nie jest to czas na przełomy psychiczne. Niektórzy ludzie, którzy są już zaznajomieni z modlitwą mają w tym momencie pewną trudność, jeżeli np. czują natchnienie, żeby pomodlić się za kogoś albo w jakiejś intencji. Mogę tylko powiedzieć, że już przez samo siadanie i wchodzenie w tę komunię z Bogiem modlimy się za wszystkich na ziemi, z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, robimy to samym tym gestem. Nie ma więc niebezpieczeństwa zaniedbania modlitwy za wszystkich. W gruncie rzeczy dobrze jest myśleć o sobie jakbyśmy siedzieli z Chrystusem na krzyżu. Historycznie rzecz biorąc jest możliwe, że na krzyżu była podpórka i Chrystus siedział, bo gdyby podczas ukrzyżowania nie było jakiegoś wsparcia, to dłonie prawdopodobnie zerwałyby się z gwoździ. Tak więc nie z powodu miłosierdzia, ale ze złośliwości przestępcom wydłużano cierpienie za pomocą jakiejś żerdzi albo podpórki. Tak więc siadając [do modlitwy] otwieramy się nie tylko na Boga, ale i na Jego wolę w całym stworzeniu. Stąd wchodzimy w komunię, można rzec jednoczymy się z całą rzeczywistością, a zwłaszcza z potrzebami wszystkich istot ludzkich. Tak więc naprawdę modlimy się za wszystkich na najgłębszym możliwym poziomie, gdy wchodzimy w wymiar wiary i pozwalamy Duchowi, który zna potrzeby wszystkich, żeby modlił się w nas słowami wykraczającymi poza naszą percepcję i rozumienie, które prawdopodobnie i tak nie są słowami, lecz energią, pozytywną energią, energią nieskończonego dobra, współczucia i życzliwości, które wydają się być właściwie rozumianym sercem wszechświata. 

Znów i znów, i znów, i znów

Kiedy więc wracasz do swojej rozmowy, może ona zostać znów raz za razem przerywana. Dlatego za każdym razem, gdy zostaje przerwana, cierpliwie, bez ekscytacji, bez frustracji czy zdenerwowania, co byłoby kolejną myślą, a ponieważ zdenerwowania albo emocjonalne przyciąganie albo naładowanie jest silniejszą myślą niż zwykła myśl przepływająca w twojej wyobraźni, znajdujesz się w gorszej pozycji niż byłeś zanim zareagowałeś. Dlatego jednym z podstawowych zaleceń jest to, żeby w żadnym momencie nie reagować emocjonalnie na jakiekolwiek spostrzeżenie, myśl, uczucia, które mogą się pojawić i przepływać w strumieniu świadomości. 

Jedna okazała łódź po drugiej

Co jakiś czas pojawia się jedna okazała łódź po drugiej. Czasami można się czuć jakby się nie oglądało przepływających łodzi, ale jakby siedziało się pod Wodospadem Niagara i cała rzeka z płynącymi po niej łodziami i lodem spadała wam na głowę. A jednak, ta mała boja jest na swoim miejscu, żeby raz za razem do niej wracać. Ta cierpliwość w trudnych momentach jest jednym ze wspaniałych środków zakorzeniania się w tej duchowej uważności, która stanowi swego rodzaju postawę obserwowania tego, co się dzieje w naszej psychice i ta obserwacja tego, co przemieszcza się po powierzchni naszej świadomości z czasem wzrasta i pozwala sobie uprzytomnić, że tak naprawdę nie jesteśmy naszymi myślami. Dlatego one nie mogą stać się przeszkodą dla naszego podstawowego jednoczenia się z Bogiem – mogą tylko przeszkadzać w cieszeniu się nim. Kiedy na chwilę wszystkie łodzie znikną, zaczynasz cieszyć się głębokimi wodami wewnętrznego milczenia, pokoju, ciszy i obecności, namaszczającymi spokojem i ciszą. Pewnie nie powinien mówić o „masażu”, wewnętrznym masażu, bo może to brzmieć zbyt konkretnie, ale to ten rodzaj dobrostanu, który następuje po dobrym masażu, tyle że duchowym, podczas którego wszystkie duchowe mięśnie, układ nerwowy i zmysły relaksują się i czasami są skąpane w takim pokoju, który jest jak balsam i pełna bezruchu cisza. Takie doświadczenie przekonuje emocje, które w którymś momencie zostały zranione, że to jest wartościowa praktyka i przestają stwarzać tak wiele trudności. Kiedy zainteresują się tym procesem, zaczynają się zwyczajowo coraz bardziej uspokajać zamiast zadawać kłopotliwe pytania. 

Będzie dużo zaczynania od nowa

Opisałem więc teraz dwa rodzaje myśli i sposób jak na nie odpowiadać: pierwsze to bujanie w obłokach, które tak naprawdę nie przyciąga twojej uwagi. Ignoruje się je tak jak muzykę w tle. Kiedy jedna czy druga myśl, spostrzeżenie, uczucie przyciągnie twoją uwagę, wtedy trzeba powrócić do świętego słowa, żeby odnowić swoją intencję. W przeciwnym razie możesz wskoczyć do łodzi i zostaniesz porwany przez rzekę i będzie trzeba zaczynać od początku. Oczywiście, będzie dużo zaczynania od nowa. Ta praktyka wymaga ćwiczenia się w wierze, zaufaniu i miłości do Boga przez cały czas, kiedy się siedzi. Dlatego te cnoty, które wzbudza w nas Duch nieustannie wzrastają, kiedy się je ćwiczy, nawet jeżeli nie dokonuje się aktów poszczególnych cnót – one wszystkie są w jakiś sposób połączone w jeden pakiet, w którym się uczestniczy. 

Zaczynamy odczuwać pragnienie, żeby w nim pozostać 

W tym punkcie, po rozwinięciu nawyku odpuszczania przez powrót do świętego symbolu i po rozwinięciu pewnej duchowej uważności, której nie sposób opisać, bo znajduje się poza obrazami, symbolami, słowami, myślami i uczuciami. Kiedy więc to doświadczenie się rozwija i można w nie dość łatwo wejść, chociaż od czasu do czasu coś nas z niego wyciąga, zaczynamy odczuwać pragnienie, żeby w nim pozostać. I teraz myśli, które nas przyciągają są bolesne, bo boimy się, że jeśli spojrzymy na to uczucie albo myśl, na co jesteśmy nawykowo zaprogramowani, zostaniemy wyrwani z tego głębokiego milczenia, ciszy i spokoju. 

Ktoś przychodzi łowić ryby

Wyobraźmy więc sobie, że jesteśmy w takiej przestrzeni jak rybka pływająca w spokojnych wodach wewnętrznej ciszy, która nie chce o niczym myśleć i czuje się swobodnie, ma poczucie, że jest we właściwym miejscu, poczucie pełni. I naturalnie chcemy tak pozostać i przedłużyć ten wspaniały pokój. I w tę właśnie przestrzeń ktoś przychodzi łowić ryby i zarzuca intelektualną przynętę w tę naszą cudowną przestrzeń. W tej głębi cała perspektywa patrzenia na życie jest nieco inna. Trochę jak podczas nurkowania, kiedy nasze postrzeganie jest inne.  Kiedy jesteś dwieście stóp pod wodą, odległość nabiera innego znaczenia. I w tej głębokiej wewnętrznej przestrzeni z jakiegoś powodu każda myśl wydaje się fantastyczna, taka jasna i klarowna. Może być psychologicznym przełomem. Nagle zdajemy sobie sprawę, dlaczego nigdy nie lubiliśmy osób o rudych włosach.  Wydaje się, że nagle uprzytomniłeś sobie, że rudowłosa ciotka cały czas biła cię, kiedy miałeś półtora roczku. Zapomniałeś o tym, zepchnąłeś do nieświadomości, ale niechęć do rudych włosów, którą zaprogramowałeś sobie w mózgu uruchamia błyskające światła za każdym razem, gdy widzisz rudą osobę. Nareszcie teraz zostajesz uwolniony od tej fobii. Pojawia się ogromne pragnienie, żeby o tym teraz myśleć, żeby tego nie zapomnieć. Mówisz do siebie: „Muszę o tym pomyśleć, jak skończę modlitwę!”. I to wystarczy, żeby cię złapać. Zatapiasz zęby w tej soczystej intelektualnej przynęcie i już jesteś na haczyku! – znajdujesz się na brzegu i musisz zaczynać od początku. To prawda, że od czasu do czasu pojawiają się psychologiczne przełomy. Mogą tylko powiedzieć, że jeśli to coś dobrego, będziesz o tym pamiętać później, a często, gdy znajdziesz się na brzegu, zdajesz sobie sprawę, że i tak nie było to niczym nowym. Tylko wydawało się nowe. Wydawało się fantastyczne, gdy byłeś w tej przestrzeni. 

Nagle rozwiązujesz tajemnicę Trójcy Świętej

Tak samo dzieje się z wglądami teologicznymi. Jeżeli jesteś nauczycielem, kaznodzieją, katechetą albo czytasz biblię i zawsze zastanawiałeś się, kim jest Trójca, a tu nagle w tej przestrzeni rozwiązałeś tajemnicę Trójcy Świętej, którą teologowie od wieków bezskutecznie próbowali rozwikłać. Wydaje się tak jasna. Wiesz, jak ją wyjaśnić albo myślisz o doskonałym argumencie, żeby nawrócić swojego przyjaciela ateistę i mówisz sobie: „Muszę o tym przez chwilę pomyśleć, żeby zapadło mi w pamięć, żebym o tym nie zapomniał i jak skończę, żebym mógł wygłosić wspaniałe kazanie, nawrócić tego gościa, itd.” Po raz kolejny zatopiłeś zęby w soczystej przynęcie intelektualnej i z prędkością światła wylądowałeś na brzegu. I po jakimś czasie zaczyna do ciebie docierać, że coś jest nie tak z twoją metodą i zaczynasz, przez bolesne doświadczanie skutków, zdawać sobie sprawę, że to jest czas na wewnętrzne milczenie i nic innego, nic innego. I nawet gdyby niebo się otwarło i jak diakon Szczepan zobaczyłbyś Pana Jezusa siedzącego po prawicy Ojca, wracaj do świętego słowa – taka sama rada na każdą sytuację. 

Natychmiast osiągają swój cel

Może powiesz, że to trochę zaskakująca rada. Odpowiedź jest taka, że jeśli to jest naprawdę wizja od Pana, i tak nie będziesz w stanie nic zrobić, bo jest tak oszałamiająca. Zostajesz po prostu opanowany przez nią. Jak tylko jednak znajdziesz się w sytuacji, gdy możesz coś z nią zrobić, zacząć myśleć, znajdujesz się z powrotem w systemie fałszywego ja i system fałszywego ja zaczyna pracować nad tą cudowną wizją i zamieniać ją w manifestację twojego ego. + Święty Jan od Krzyża uczy, że każdy akt  nadprzyrodzonej komunikacji (taki jak wizje, wewnętrzne głosy, reakcje słuchowe, które zdają się mieć nadprzyrodzone źródło), jeżeli pochodzi od Boga, osiąga swój cel natychmiast bez jakiegokolwiek udziału twojego myślenia. Myśląc o nim zwykle zmniejszamy jego pierwotną siłę i moc. Ta tendencja, żeby się nad nim zastanawiać pochodzi z naszego pragnienia, żeby nim zawładnąć, zatrzymać go, nie zapomnieć go, być może po to, żeby odtworzyć go swoimi własnymi siłami. Dochodzimy teraz do tych poziomów subtelnej zaborczości, które stanowią podstawowe źródło i korzeń całego systemu fałszywego ja. W gruncie rzeczy tym pierwszym ruchem jest chciwość – rzeczy materialnych albo jeśli jesteś osobą uduchowioną, dóbr duchowych. To pierwszy ruch kogoś, kto nie doświadcza zjednoczenia z Bogiem. Zjednoczenie z Bogiem to ludzkie zdrowie, podczas którego zanika poczucie istnienia. 

ZJEDNOCZENIE Z BOGIEM
=
LUDZKIE ZDROWIE DUCHOWE

Ten ustalony czas [modlitwy] to dyscyplina, która jak strzała kieruje się w samo sedno problemu przemiany człowieka: naszego wewnętrznego oporu, żeby w pełni zaufać Bogu albo oporu, żeby zostawić nasze podpórki, zabezpieczenia i inne sposoby ochrony naszego kruchego ego, które stały się dla nas nawykowe, bo musieliśmy mieć coś, co nas podtrzyma, kiedy doświadczenie, poczucie i świadomość zjednoczenia z Bogiem jest nieobecne. Jeżeli więc potrafimy zostawić te myśli ze świata duchowego, które dostarczają nam znacznie bardziej wyrafinowanego i czystszego przedmiotu naszej chciwości, to zaczynamy doświadczać wolności i wzrostu zaufania i miłości Boga, które uwalniają całą energię twórczą, porządkują ją, równoważą i wyszlachetniają. 

Pozostań tam

W związku z tym w tej głębokiej przestrzeni wewnętrznej ciszy i pokoju pojawia się jeszcze jeden rodzaj myśli, jeżeli uda nam się postanowić, że pozostawiamy te szczególne, nadprzyrodzone czy pobożne refleksje, doświadczenia, co nie znaczy, że stawiamy im opór – znaczy to po prostu tyle, że pozwalamy im przychodzić i pozwalamy im odchodzić. Jesteśmy stworzeniami w czasie i przestrzeni. Wszystko, co przychodzi z zewnątrz albo wszystko, nad czym zastanawiamy się wewnętrznie na wewnętrznym ekranie świadomości, zawsze odchodzi, jeśli tylko chwilę odczekamy. Każda chwila przemija z wszystkim, co się w niej znajduje i w następnej sekundzie można rzec rodzi się zupełnie  nowy świat. Tak więc każda myśl, jakkolwiek bolesna albo radosna, skoro jest przyjmowana w świecie funkcjonującym w czasie i przestrzeni, w których się znajdujemy, odejdzie, jeśli tylko wytrwasz i spokojnie poczekasz – niech przyjdzie i odejdzie. 

Tłumaczenie: Tomasz Jeliński,

na podstawie: The Spiritual Journey Series – Contemplative Outreach, Ltd

 

Facebook
Twitter
Email